To jest świat Sama Hinkie. My tylko w nim żyjemy.

Czwartkowy wieczór, 19 lutego 2015 roku. Za oknem ni to zima ni to jesień. Kiedy wydawało się, że transferowe okienko w najlepszej koszykarskiej lidze świata zamknie się nie robiąc większego hałasu, zerwał się wiatr odnowy i dmuchnął okiennicami tak, że niemal wyleciały z zawiasów. Szefowie klubów NBA, jak większość naszych rodaków, kiedy przychodzi czas wypełniania deklaracji podatkowych - zwlekali do samego końca. Kiedy ruszyły pierwsze wymiany, Adrian Wojnarowski, dziennikarz Yahoo!Sports, człowiek, który wie więcej, był w swoim żywiole. Niczym alianci nad Dreznem w lutym 1945 r. zrzucał na twitterze jedną za drugą transferowe bomby. W telewizorze Milik strzelał właśnie gola Legii, kiedy pierwsza bomba spadła na Szóstki.
Chwilę później, równie niespodziewanie spadła kolejna:


Chaos. Panika. Krzyki. Ludzie zaczęli dzwonić po rodzinie i znajomych sprawdzając czy nie zostali wymienieni przez Sama Hinkiego za wybory w drafcie. 

Z Polski nadeszły zapewnienia, że "łączymy się bulu i nadzieji".

Kiedy strach ustąpił i minęło zaskoczenie, tłum wyległ na ulice i chwycił za widły i pochodnie. Żądał wyjaśnień i obniżenia podatków. Hinkie przekręcił dodatkowy zamek w drzwiach (plotki mówią, że mieszka w mrocznym, otoczonym fosą zamczysku na wzgórzu).

Do dzisiaj niektórzy wciąż budzą się w środku nocy, zlani zimnym potem z okrzykiem "Tylko nie Carter-Williams!".

W ramach terapii grupowej spróbujmy razem pokonać tę traumę. Krok po kroku.

Michael Carter-Williams

23-latek z Hamilton w Massachusetts, został wybrany w mocno przeciętnym drafcie w 2013 r. z numerem 11. Niespodziewanie w swoim debiutanckim sezonie zgarnął nagrodę Rookie of The Year, czyli zdecydowanie przeskoczył poprzeczkę, którą mu zawieszono. MCW został najniżej wybranym w drafcie pierwszoroczniakiem, który sięgnął po tę nagrodę od czasów Marka Jacksona, który w 1987 roku został ROY trafiając do NBA z nr 18. 

Z MCW na rozegraniu drużyna grała efektywnie i efektownie po obu stronach parkietu. Dzięki ciężkiej pracy sztabu trenerskiego pod wodzą Bretta Browna Szóstki w bieżącym sezonie są dwunastą defensywą ligi, a z MCW na parkiecie zespół tracił ponad 7 punktów  mniej na każde 100 posiadań. Obrona pick-and-rolli, post up i po zasłonie to elementy, które MCW opanował w stopniu więcej niż zadowalającym. Gdyby był wśród obrońców krzyża, nikt by go nie zabrał. Jego ponadprzeciętne, jak na rozgrywającego, warunki (193 cm wzrostu) dają mu przewagę nad przeciwnikiem po obu stronach parkietu. W ostatnich dwóch sezonach MCW wykręcał średnio: 16 punktów, prawie 7 asyst i ponad 6 zbiórek. 
Jest jednak i ciemniejsza strona mocy. Biorą pod uwagę wskaźnik PER (player efficiency ranking czyli poziom efektywności zawodnika) MCW do rozpoczęcia Weekendu Gwiazd plasował się na 45 (!) miejscu wśród rozgrywających. Sprawdzałem dwa razy, to nie pomyłka. Jest 45 biorąc pod uwagę wyłącznie rozgrywających.
W swoich dwóch sezonach spędzonych na parkietach NBA, MCW notuje nieprzyzwoicie niskie, niecałe 40% skuteczności z gry i poniżej 70% z rzutów osobistych. O rzucie zza łuku wystarczy powiedzieć, że nie jest to jego konik. 

Powiedzmy to sobie prosto z mostu, ten chłopak nie umie rzucać. 

Spadek w tym sezonie i tak już niskiej skuteczności rzutowej jest efektem nie przepracowanego w pełni z powodu kontuzji okresu przedsezonowego. W maju ubiegłego roku MCW przeszedł operację barku i jego rehabilitacja trwała do początku października. Kontuzjowany bark jest od rzucającej ręki i prawdopodobnie wpływa na jakość rzutu MCW. Tego typu kontuzje mogą się obijać na zawodniku przez całą karierę. 

Musimy sobie odpowiedzieć na jedno zajebiście bardzo, ale to zajebiście bardzo ważne pytanie. Czy MCW to zawodnik który poprowadziłby Sixers do mistrzostwa? To nie jest typ "franchise player", zawódnika wokół którego tworzy się drużynę. Bliżej mu do Jrue Holiday'a niż Chrisa Paula. W sytuacji w której drużyna ma być tworzona wokół Joela Embiida Sixers potrzebują rozgrywającego, który będzie trafiał z odległości większej niż spod kosza. Kiedy obok Embiida postawimy drugi słupek w postaci Nerlensa Noela w pomalowanym nie zostaje wiele miejsca na manewry zawodnika, który będzie musiał wjeżdżać pod kosz z obwodu. 

Biorąc pod uwagę, że na uczelniach, marząc o ziemi obiecanej, z nogi na nogę przestępują z niecierpliwości snajperzy pokroju Emanuela Mudiay (ten akurat niecierpliwi się zajadając ryż gdzieś w Chinach) czy D'Angelo Russella, a pozycja rozgrywającego jest relatywnie łatwa do uzupełnienia tego typ ubytek w tkance drużyny nie powinien spędzać snu z powiek Hinkiego.

Na transfer Cartera-Williamsa zanosiło się od miesięcy. Pytanie brzmiało nie "czy", ale "kiedy" dojdzie do wymiany. W zamian za Cartera-Williamsa Hinkie niczym wytrawny myśliwy upolował należący do Lakers błyszczący i świecący wybór w pierwszej rundzie draftu. Nieczęsto się zdarza, żeby klub będący na etapie przebudowy zbliżonym do prac na moście Łazienkowskim pozbywał się wyboru w drafcie. To może być strzał w dziesiątkę, a może być trochę obok tarczy. Haczyk jest w tym, że wybór jest chroniony w drafcie 2015 w top-5, a w kolejnych dwóch draftach w top-3. Oznacza to, że Lakers zatrzymują wybór o ile wylosują w drafcie numer między 1 a 5, a w kolejnych między 1 a 3. Obecnie są 4 miejscu (13-41) od końca ze stratą  4 zwycięstw do wyprzedzających ich Magic (18-39). Zgodnie z zasadą, że im wyższe miejsce w sezonie zasadniczym, tym mniejsza szansa na wysokich numer w drafcie, wychodzi na to, że powinniśmy trzymać kciuki za kolejne wygrane Jeziorowców. Nie łudźmy się jednak, szansa na przejęcie tego wyboru w tym sezonie jest iluzoryczna, ale w 2016 będącym łabędzim śpiewem "Czarnej Mamby" powinno być nieco lepiej. Tak czy inaczej wydaje się, że z tej wymiany Hinkie wyciągnął tyle co przedstawiciel Providenta od klienta.


K.J McDaniels

Były zawodnik uniwersytetu z Clemson został wybrany z numerem 32 w drafcie 2014. Niezwykle atletyczny, świetnie blokujący niski skrzydłowy. W mijającym sezonie zasłynął z efektownych wsadów i żywiołowej mamy, która robiła sporo zamieszania na trybunach.
KJ zaczął sezon z wysokiego C. Dynamika, plakaty, bloki prawie 40% skuteczności zza łuku. Jednak im dalej w las tym więcej drzew. Młody zawodnik zaczął odczuwać trudy zmagań i jego skuteczność z dystansu spadła poniżej 30%, zostały bloki, efektowne wsady i wciąż przyzwoite jak na pierwszoroczniaka 9 punktów i 4 zbiórki na mecz. Dobra gra w obronie 1 na 1, predestynuje go do odgrywania w przyszłości roli podobnej do tej, którą pełni Tony Allen. 
O McDanielsie zrobiło się głośno już w preseason. "Chłopie jesteś za dobry na to, nie podpisuj, niewolnicy na plantacjach mieli lepsze warunki" podszeptywał mu agent, odradzając podpisanie czteroletniego kontraktu, typowego dla rookies wybranych w drugiej rundzie draftu przez Sixers (czyli baaardzo licznego grona zawodników). KJ spojrzał na mamę, która porozumiewawczo kiwnęła głową, grzecznie podziękował i zgodził się na jednoroczny, minimalny, niegwarantowany kontrakt. Tym ruchem zagwarantował sobie, że po zakończeniu sezonu zostanie zastrzeżonym wolnym agentem. Będzie mógł zostać lub odejść ku zachodzącemu słońcu. Biorąc pod uwagę jego potencjał i loty na wysokościach zapowiada się, że będzie mógł przebierać w ofertach jak w ulęgałkach. O wszystkich wariantach, jakie mogą się wydarzyć można poczytać tu

W zamian za pół sezonu McDanielsa i prawo do wyrównania każdej oferty Hinkie wytargował rezerwowego rozgrywającego Isaiah Canaana i drugorundowy wybór w drafcie. Strata ulubieńca publiczności to ciężka do przełknięcia pigułka i trudno ją sobie racjonalnie wytłumaczyć. McDaniels zapowiada się na wysokiej klasy zawodnika z kategorii 3&D (trójki+defensywa) i ciężko zrównoważyć talent tej miary. Szef wszystkich szefów doszedł najwyraźniej do wniosku, że to nie jest kawałek układanki, którego szukał, a nie bez znaczenia był tu fakt, że pod koniec sezonu musiałby wyrównać każdą ofertę, złożoną McDanielsowi. Nadarzyła się okazja, żeby nie zostać z pustymi rękami, więc targu z Darylem Moreyem, swoim dobrym kolegą z czasów pracy w Rockets.

Warto też przyjrzeć się Caananowi, bo zapowiada się, że to on w najbliższych miesiącach będzie kreował grę Szóstek. Absolwent uniwersytetu Murray State jest dobrym kolegą tegorocznego odkrycia Sixers Roba Covingtona.   Zaliczył w tym sezonie 9 występów w pierwszej piątce Rockets zdobywając średnio 12,5 punktów w ciągu 28 minut. Został wybrany w tym samym drafcie co McDaniels tyle, że 2 oczka niżej, ale przeciwieństwie do McDanielsa jego kontrakt obowiązuje również w kolejnym sezonie. Hinkie lubi to.

Być może motywacją do przeprowadzki do Filadelfii były dość niepokojące odruchy Dwighta Howarda...




JaVale McGee

Nic, absolutnie nic. Tyle kosztował transfer do Sixers środkowego z Denver JaVala McGee, należącego do Oklahomy wyboru w drugiej rundzie draftu 2015 r. i praw do Chu Chu Maduabuma (nie, nie wymyśliłem sobie tego ostatniego). Piękny ruch panie Hinkie. Sixers mogli sobie pozwolić na kupno małego państwa (22 miliony poniżej pułapu płacowego), więc przygarnięcie nieco ponad 11 milionów z kontraktu McGee było jak zajęcie Krymu przez Rosję - łatwe, proste i przyjemne. 

To co należy teraz zrobić, to upewnić się, że pozyskany z Denver, "ulubieniec" Shaquilla O'Neilla nie sprowadzi na złą drogę Noela czy Embiida (zabrać mu telefon, dostęp do internetu i zabronić rozmawiania) i czekać, aż kulawe, brzydkie kaczątko zmieni się w końcu w łabędzia pod wpływem zbawiennego wpływu Filadelfijskiego powietrza. 

Wybór otrzymany z McGee, przeszedł do Denver z Oklahomy jest chroniony w top 18 w tym roku i w top 15 w kolejnym, czyli trzymamy kciuki za awans OKC do playoffs. 

Tak na marginesie. O ile łatwiejsze byłoby ogarnięcie tego całego zamieszania z draftem, gdyby nie instytucja "ochrony" wyboru.


Na zorganizowanej wczoraj konferencji prasowej generalny menadżer Szóstek potwierdził, że jego celem nie jest budowa dobrej drużyny, jego celem jest budowa wielkiej drużyny i do tego potrzebni mu są wielcy gracze. Plan osadzony jest na dobrych wyborach w drafcie. Biorąc pod uwagę, że draft to loteria, żeby wygrać trzeba kupić jak najwięcej losów i to właśnie robi Sam Hinkie. Sixers to wielki eksperyment. Hinkie zapytany kiedy eksperyment dobiegnie końca odpowiedział: "wszyscy będziemy to wiedzieć". W teorii wygląda to obiecująco, tyle, że w teorii to i komunizm dobrze się prezentował. Nie wiem na ile lat Hinkie rozłożył swój plan, mam tylko nadzieję, że jeśli jest to "pięciolatka", to skończy się lepiej niż te radzieckie. 

Sam Hinkie tworzy historię i historia go osądzi. I Bóg. I kibice też.

PS Niedawno Szóstki ruszyły z kampanią promującą hasło mające przyświecać organizacji w przyszłym sezonie - "This starts now". Kibice zaktualizowali je zgodnie z ostatnimi wydarzeniami.

Komentarze